Mój pierwszy Double Ironman – relacja
8 października, 2020Jak tanio wyjechać do Hiszpanii – porady
8 października, 2020Miesiąc temu skończyłem podróż. Miesiąc temu ścignąłem się Podwójnym Ironie. Wciąż nie mogę wrócić do rzeczywistości. Przez miesiąc żyłem w innym świecie. Teraz wciąż żyję, ale jakoś nie do końca potrafię wrócić do rzeczywistości. Byłem na wakacjach robiąc to wszystko, nieraz nie było łatwo, a czasem mega luźno, ale jakoś tak.. czułem się produktywny. Miałem wrażenie, że coś zyskuję każdego dnia.
Pojawiło się w mojej głowie kilka przemyśleń po powrocie
- Gdy jadę przez miasto samochodem to czuję, że tracę czas i powinienem być gdzie indziej
- Co jakiś czas patrzę na maps.google i wiem, że mógłbym być gdzie indziej i robić co innego
- Trening w rundzie wokół domu nie sprawia mi już przyjemności (chyba, że jest to bieg szybkościowy podczas którego misją jest zapierdalać)
- Nic nie tracę – mało się zmienia, gdy jestem na miejscu, a jak bardzo zmieniam się ja gdy jestem poza tym „światem”
- Staję się mało decyzyjny, gdy zbyt mało dzieje się wokół mnie
Jest tego więcej i jest to jakby depresja po podróży. Po tym jak każdego dnia wszystko było inne.
Robię coś co lubię robić, ale to wszystko ciągle się zmienia. Chce mi się robić więcej i gdzie indziej. Tak mi się wydaje, że my ludzie nie powinniśmy patrzeć na siebie jako jednostki, których życie musi „tak” wyglądać. Co to znaczy tak wyglądać? Tak i już.. Wszystko cały czas się zmienia i świat się kręci, my powinniśmy kręcić się razem z nim.
Często stresuję się tym co muszę zrobić i tym co powinno się robić – tym co nakazuje świat i inni. Buntuje się już w tym przypadku od dawna. Tak naprawdę żeby zrobić co muszę to potrzebuję każdego dnia 2h. Staram się jednak jak każdy obywatel myśleć i kombinować. Wiadomo, że to ogólnie jest kicha i na wiele spraw poświęcam więcej czasu i go po prostu marnuję. Zawsze tak mam, że najlepsze pomysły do głowy przychodzą podczas biegania. Wracam i wtedy jestem pewny siebie i wiem co trzeba zrobić i to robię.
Czy to tak być musi żeby robić więcej niż te 2h na dzień klasycznej roboty? Wcale tak nie musi być. Są dni, że trzeba nad czymś siąść lub zająć się na maxa, cisnąć długimi godzinami. Większość dni to jednak to musi być: bach, bach i po sprawie.
Tak sobie pięknie nieraz myślę, że robię coś co ma sens, ale coś innego mi ucieka – to coś co jest ważniejsze dla mnie niż to co tu i teraz. Przeczytałem sobie ostatnio słowa z jednego z moich postów, gdy byłem w podróży rowerowej:
„W czasie podróży nie czuje stresu, a mój umysł po prostu jest. Koncentruje się na tym co tu i teraz. Chyba wreszcie zaznałem spokoju. Zgubiłem telefon i nie mam ważnych kontaktów, ani nie ma ze mną połączenia. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że mam to w dupie.”
Zapomniałem jak to już jest dobrze. Wiele się zmieniło od kiedy wróciłem do domu, ale znowu coś mnie dusi i coś mnie popycha żeby znów wsiąść na rower i pojechać. Wczoraj w połowie dnia wstałem i wyszedłem się przebiec na 30 kilka kilometrów. Przebiegłem się z Ostrowca na Św. Krzyż. W Nowej Słupi na rynku zamówiłem herbatę na wynos i wsiadłem do PKS’u z powrotem. Zjadłem w drodze powrotnej ciastka owsiane, które miałem w plecaku. Jechałem z powrotem i sobie myślałem, ale kozacka wyprawa (chociaż brzmi jak lipa). Wróciłem na brudasa do biura i siadłem do roboty. Było jakoś tak efektywnie i przyjemnie.
Za miesiąc znów startuję w UltraManie. Czuję, że może być dobrze jak się postaram jeszcze przez te ostatnie tygodnie. Myślę sobie, że dobrze by było wsiąść znów na rower i przejechać się po ciepłych krainach południowej Europy. Boję się jak głupek decyzji, która może mi tylko pomóc. Dlaczego? Boję się, że coś mi przez to może uciec. Tak wcale nie jest I wiem o tym bardzo dobrze.
Zatem znowu publicznie zobowiązuję się, że ruszę zrobić solidne szlify na rowerze i w biegu, bo inaczej będę mega pipą bojącą się życia. Do Hiszpanii pojadę w mega gazie tak jak to było w Słowenii.
Teraz już tylko muszę sobie skserować kilka razy następujące stwierdzenie:
pierdol wszystko i napieraj 100%
i umieścić je w portfelu, na ścianie i na czole.
Chcesz zostać mistrzem świata? Świat to nie jest kraj dla słabych ludzi. (jak już osiągać mistrzostwo to we wszystkim co się robi)
Taka jest ta rzeczywistość albo jesteś all in albo nothing. Albo w coś wchodzisz albo wychodzisz.