Pierwsze ultra po górach bez przygotowania
7 października, 2020Dlaczego nie robimy tego o czym marzymy? – moje przemyślenia
8 października, 2020Zanim rozwinę skrót DNF chciałbym zaznaczyć, że to bardzo ciężkie uczucie żyć z tymi trzema literami. Pierwsze odczucie jest zawsze takie, że gdy z czegoś rezygnujemy to czujemy ulgę i luz. Później jest gorzej, bo dociera do nas informacja i jasny przekaz, który trudno zignorować. To takie wewnętrzne uczucie: ciężkie i głębokie z którego zdajesz sobie sprawę, ale nie możesz się z nim pogodzić. To min. rozczarowanie, smutek, wina i żal.
Czuję to napięcie dziś, czyli parę dni po wydarzeniu. To taka samotność z którą trzeba sobie poradzić. Mimo, że samotność nawet lubię to godzić się na niektóre rzeczy jest mi bardzo ciężko. Kojarzy mi się to z godzeniem się na życie takie jakie jest i już. A ja nie bardzo lubię się godzić na rzeczywistość taką jaka jest i po prostu. Lubię walczyć jak wściekły byk, ale wychodzi na to że byk też może być słaby
Porażka lubi boleć i ciężko się z niej wyleczyć.
Może Ci się wydawać, że jestem super zdyscyplinowany i fakt, że udało mi się ukończyć jeden z trudniejszych wyścigów na świecie gwarantuje mi pewność osiągania kolejnych sukcesów i łamania kolejnych barier. Otóż nie, jestem tylko człowiekiem i trenuję ucząc się na własnych błędach. Szukam własnych rozwiązań, a wielu rzeczy uczę się poprzez poznanie. Jestem zwykłym gościem, który lubi zagryźć zęby i na pewno nie zjadł beczki soli zawartej z izotoniku. Dla przypomnienia w zeszłym roku startując w MP w pływaniu na 10km ściągnięto mnie z trasy po 8,5km (2h42min), bo nie wyrobiłem się w limicie czasu. Domyślałem się, że tak może się zdarzyć, ale potrzebowałem oficjalnego startu na dłuższym dystansie. Nie boję się porażek i nie zniechęcają mnie one w moich dążeniach. Jest wręcz odwrotnie. Mam jednak pewien podział na ważność swoich startów i traktowanie ich bardziej poważnie, priorytetowo i docelowo. W tym przypadku pomyliłem się myśląc, że bieg w górach można zrobić ot tak i wolałem zejść po 64km nie ryzykując sezonu i kontuzji.
W tym przypadku dostałem dodatkowo sporą lekcję jeśli chodzi o przygotowanie specjalistyczne. Znowu zszedłem na ziemię, a nowe doświadczenie dało mi wyraźną informację, że przede mną dużo nauki. Są rzeczy, które po prostu trzeba zrobić i nie wolno się ich bać, ale przeciwnika trzeba dobrze poznać. Nie bałem się i wciąż się nie boję biegania po górach, ale dziś wiem, że jeśli to ma być na pewnym poziomie i mam podczas takiego biegu nie ryzykować kontuzji, tylko robić dla „dziwnej” przyjemności i walczenia ze sobą to mam jasny sygnał, że mój dotychczasowy plan nie był najlepszy jeśli chodzi o robienia takiego rodzaju wysiłku. Poza tym technika, taktyka i wiedza z jaką podszedłem do tego wyzwania były kompletnie zerowe. Dziś już wiem jak zrobię to w przyszłym roku i jakich dokonam zmian, aby wszystko wypaliło. Powiedziałem A i nie dotarłem do punktu B, to muszę powiedzieć B i dokończyć to co zacząłem żeby dotrzeć do punktu B. Sprawy nie mogą zostać niedokończone. Tobie radzę uczyć się na moim błędzie i mocno zastanowić się nad podejmowanym wyzwaniem. Przede wszystkim nad sposobem jak dopiąć swego. Nie masz dyspensy na rezygnowanie skoro i ja zszedłem. Jeśli byłby to mój wyścig główny na ten sezon doczłapałbym nawet czworaka jeśli regulamin by na to zezwolił. To był mój błąd i niewiedza. Na przyszłość polecam też rozważenie mniejszych celów zanim zrobi się to o czym się marzy. To był mój błąd wynikający z niewiedzy nt. przewyższeń i wszystkiego co się z tym wiąże. Kłaniam się nisko, czuję szacunek.
Teraz mam krótki czas przerwy żeby wrócić do pionu. W tym roku czekają mnie dwa ciężkie wyścigi. Double Iron pod koniec sierpnia (7,6km pływania + 360km rower + 84km bieg) i jeszcze jeden na dystansie ULTRAMAN (10km pływania + 421km rower + 84km bieg) w Hiszpanii pod koniec października. Czuję, że do tych wyścigów przygotowuję się właściwie, a ostatnia mała porażka pokazuje mi kolejną lukę w moim treningu i uświadamia ile jest tam jeszcze do zrobienia. Nie ma złotego środka, a próby odkrywają kolejne sekrety jakie w nas drzemią. Wszyscy jesteśmy tacy sami różnimy się tylko tym, kiedy jesteśmy w stanie podjąć się na nowo naprawy tego co zepsuliśmy lub podjąć kolejnego wyzwania.
Dzisiaj już piszę „na głos” Beskidzka 160 Na Raty możecie się mnie spodziewać w 2016 roku. Uprzejmie informuję, że będę gotowy. W przyszłym roku będę wiedział więcej niż mniej jeśli chodzi o bieganie po górach. W przyszłym roku, jednym z celów będzie jeszcze raz ten Event. Całuję po rączkach i również składam uściski i wyrazy szacunku dla Organizatorów.
Teraz jeszcze szybko fajne migawki jakie niesie ze sobą bieganie w górach:
- Bieganie po ciemku z czołówką – zawsze warto wcześniej wstać i pobiec na szczyt żeby zobaczyć wschód słońca
- Uczucie, że zrobiło się kawał fajnej roboty o 9:00 (start o 4:00) – to dopiero 9:00, a Ty już masz tak dużą robotę za sobą
- Dowiedziałem się, że w góry, czyli po miastowemu podbiegi zmieniają się na podejścia (nie wbiega się na nie tylko podchodzi)
- Zbiegi to coś na czym bolą czwórki i dupa
- Zainwestuj w dobre buty, takie w których stopa nie lata we wszystkie strony (oszczędzisz paznokcie i będzie mniej bąbli)
- Góry to przygoda i atrakcja sama w sobie
- Przygotuj się na to co chcesz zrobić
- „Każdy ma swój Everest” – mierz siły na zamiary
PS.
Nie wiedziałem, że mamy tak ładne góry w Polsce.
DNF – did not finish – zawodów nie ukończył, ale będzie żył dalej.