Startowanie z robieniem czegoś nowego to taka ekscytująca duża niewiadoma. Pamiętam jak 5 lat wyszedłem na mój pierwszy trening biegowy. Stwierdziłem, że będzie to długie wybieganie na sam początek. Pobiegłem z Ursynowa na Grochów i z powrotem – 30km. Trasę zmierzyłem wtedy na google.maps. Wziąłem ze sobą jednego banana. Takie właśnie rady wtedy wyczytałem w internetach i zastosowałem się do nich, bo trenując do maratonu trzeba biegać 50km/tydzień. To był krótki początek zabawy w maraton, który skończył się po tygodniu i 50km.
W najbliższą sobotę biegnę swój pierwszy bieg na 100km po górach. 100km po górach jeszcze nigdy nie biegłem więc ciekaw jestem jakie nowości to przyniesie. Co prawda biegłem już 84km na koniec triathlonu, ale to zdecydowanie coś zupełnie innego. Znowu przypominają mi się czasy kiedy czytałem pierwsze książki o bieganiu i nie wierzyłem oczom, że istnieją tego rodzaju biegi. Myślałem, że to niemożliwe i zastanawiałem po co w ogóle biegać na takich dystansach. Przecież bieganie tylko 10km to męczarnia dla stawów, a maraton to już ho ho.
Teraz sobie myślę jakże dziwnie było zaczynać biegać. Nie do końca to lubiłem, ale jakoś tak lubiłem. Miało to trochę inną aurę, taką wciągającą i dającą motylki w brzuchu. Bieganie nawet w deszcz w sztormiaku w dresach dawało takiego przyjemnego kopa. Ogólnie rzecz biorąc to cieszę się, że kiedyś tam zacząłem w ogóle biegać. Było to na pewno dużo prostsze, bo bez tych zegarków i innych mierników mocy, skurczy itp. To było tylko bieganie po to żeby biegać i zaliczać bieganie. Zakładało się buty i biegło. Trochę się to wszystko zmieniło, ale z biegiem czasu zaciągnęło mnie dalej niż sobie to na początku wyobrażałem. Cieszę się z tego niezmiernie i nie mogę się nawet doczekać żeby już zacząć biec, a na podbiegach usłyszeć wewnętrzny głos o tym, że jest ciężko.
W związku z czym mam trochę oczekiwań do tego biegu. Liczę, że po tym biegu dowiem się:
Kiedyś w przypadkowej rozmowie doradzono mi żebym znalazł się trudnej sytuacji i sobie z nią poradził, bo to najlepsze lekarstwo na niemoc i niewiedzę i słabość. Cały czas idę tą ścieżką i bardzo mnie ona pociąga. Najlepsze jest to, że ludzie czasem coś nam doradzają i nie mają pojęcia jak mocno to wpływa na nasze życie. Kwestia tylko co z tej rady weźmiemy dla siebie.
Stwierdzam wszem i wobec, że kluczowe właśnie jest nasze zachowanie w momencie gdy leżymy. Jak się podnosimy i czy się podnosimy to definiuje to kim jesteśmy, gdzie jesteśmy co i jak robimy . Te trudne sytuacje, są tak trudne, że mają w sobie to coś, że można się z nimi polubić..
Czekam z uśmiechem na twarzy i w pełni otwarty na nowe doświadczenia jakie przyniesienie mi ten bieg. Liczę, że pomogę sobie w spuszczeniu sobie solidnego wpierdolu, a meta przyniesie mi tyle uśmiechu co wkurw po tym jak obsrał mnie ptak podczas ostatniego treningu..