Dlaczego nie robimy tego o czym marzymy? – moje przemyślenia
8 października, 2020Wegańska grochówka babci, która nie jest zupą
8 października, 2020Tak się ładnie mówi, że życie to min. prezent i możliwość. W moim ostatnim poście pisałem o tym, że w swoim życiu delikatnie mówiąc: duszę się. Ostatnio się zastanawiałem co mogę zrobić żeby nabrać powietrza w płuca i wydobyć z siebie dzikiego zwierza cieszącego się życiem w pełni.
Doszedłem do wniosku, że nie robię tego co bym chciał robić w 100%. Mimo, że robię i tak to co lubię. Większość z nas do takich wniosków dochodzi i na tym poprzestaje. Tak też bywało zazwyczaj ze mną. Mamy wątpliwości, strach, niepewność i nie chcemy do końca ryzykować, by nie dostać kopa w dupę od życia bo pójdziemy na chwilę tam gdzie nie trzeba i pewne furtki się zatrzasną. Ciężko jest dojrzeć, że za nowymi furtkami ścieżki, którymi można kroczyć daleko bez potrzeby powrotu i oglądania się za siebie. Niby wszystko jest do zrobienia i na wyciągnięcie ręki, ale najtrudniej się przełamać i wytrwać.
Od paru lat i zwłaszcza przez ostatni rok mocno po głowie chodzi mi wycieczka triathlonowa. Co to takiego? Budzę się rano w namiocie w górach lub nad jeziorem. W zależności od dnia i warunków, albo idę popływać albo pobiegać albo pakuję wszystko na rower i jadę dalej. Codziennie gdzie indziej, codziennie coś nowego i codziennie w ruchu. Takie proste, a takie trudne. Takie prawdziwe, a takie niebywałe.
Dziś już wiem i przed wszystkimi oświadczam, że w lipcu ruszam w taką własnie triathlonową trasę. Extrawheel już zamówiony, szosa w przygotowaniach, sakwy w drodze. Nic tylko cisnąć.
Oświadczenie ma służyć jako przymuszenie się do zrobienia tego, bo zawsze znajdą się jakieś ale i wytłumaczenia, że lepiej zostać na tym samym stołku i biegać lepiej wokół domu. Jak nie pojadę to będzie publiczna kompromitacja. Plan jest taki żeby w trasie zrobić jeszcze ostatnie szlify przed startem w podwójnym ironman’ie (7,6km pływanie + 360km rower + 84km bieg), który odbywać się będzie 21sierpnia.
Czego się boję? Startu się nie boję, ale najbardziej chyba spania na dziko w namiocie. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie robiłem. Dygam się dzikiej zwierzyny i chłopa z siekierą. Tak naprawdę to tyle. Trasę układam sobie na „mniej więcej”, bo nie chcę być sztywno przymuszony do dystansów i narzucać sobie zbyt duże tempo, którego ciało może nie wytrzymać i ze startu wyjdzie kicha. Postaram się dokładać delikatnie więcej każdego dnia w: biegu, pływaniu i rowerze.
Mam pewien zarys trasy, która będzie wiodła przez Polskę, Ukrainę, Mołdawię, Rumunię, Serbię, Bośnię i Hercegowinę, Chorwację i Słowenię. Samym rowerem około 3000km, a może więcej. Ile w biegu i pływaniu to dopiero się okaże. Nie jest to wcale dużo ani też mało. Cieszę się na przejażdżki po górach zwłaszcza po Rumunii. Jaram się pływaniem w ładnych jeziorach i bieganiem po szlakach. W planach jest też zamek Hrabiego Draculi. Ciekawe czy owsianka i ryż mi nie zbrzydną. Mam nadzieję na dużo arbuzów – zwłaszcza w Mołdawii.
W Słowenii czekają mnie zawody z cyklu Pucharu Świata w Ultra Triathlonie. Nie napalam się na żaden wynik, bo to buduje we mnie niepotrzebny stres. Chciałbym utrzymać starty jako fajną przygodę i coś co robię cały czas dla siebie. Na pewno będę leciał na maxa, tudzież na zabicie, ale nie chcę startować w tak dużym stresie jak w zeszłym roku (pod presją). Bardzo dziękuję za doping w zeszłym roku, liczę na takowy również w obecnym.
Wycieczka mam nadzieję, że będzie fajną przygodą i doświadczeniem. Mniej więcej liczę, że na miejscu uda być się tydzień przed zawodami i lekko potruchtać i pojeździć przez ostatni tydzień żeby zebrać dużo sił i chęci do ścigania. W ostatnie dni przyjedzie Team StrąkMan.
Sama myśl o wyjeździe w taki sposób napawa mnie mega radochą. Jechać bez stresu i dla zabawy (z pewnymi akcentami). Mam wrażenie, że mimo dość dużego wysiłku i objętości codziennie taka forma treningu będzie lepsza, bo bez niepotrzebnych codziennych napięć.
Nieraz zastanawiam się po co chcę to zrobić? Jedni ruszają w podróż, bo przed czymś uciekają, a ja mam ochotę na tę chwilę poświęcić się czemuś i przeżyć dobrą przygodę. Nigdy nie było na to czasu albo było coś innego. Czas w końcu zacząć to „nie” przełamywać i działać. Zostawiać strachy każdego dnia gdzieś za sobą i uwolnić z siebie trochę większą ilość energii. Pochodną z tego być może będą lepsze lub gorsze czasy w startach – zobaczymy.. Do tej pory uczyłem się i uczę, że to droga jest ważniejsza. Wyjdzie jak wyjdzie.
PS
Wydaje mi się, że najtrudniejsze będzie pierwsze kilkaset kilometrów. Jeśli na początku nie wymięknę to będzie OK.
Osoby obcykane w temacie podróży rowerowych, czy backpackowych proszone są o zostawienie dobrej rady.