
Wyniki krwi na diecie wegańskiej
6 października, 2020
Jak zwiększyć swoją siłę i motywację do treningu kilkukrotnie
6 października, 2020Jak często w życiu jest tak, że patrzymy na czyjeś wyczyny, czytamy książkę albo wpadamy na jakiś pomysł i jesteśmy napaleni , że ja też tak chcę i zmienię coś… za kilka miesięcy stoisz przed swoją próbą i mówisz ..
No ku..a. Teraz jestem tuuu…. Ludzi tłum…
Najczęściej kończy się tam gdzie się zaczęło, czyli w dupie. Zawsze zadaję sobie pytanie dlaczego wiele osób nie decyduje się na pierwszy i kolejny krok żeby mówiąc po piłkarsku dać życiu dobrą zmianę? Czy brakuje im planu, odwagi czy boją się fail’a i że ktoś będzie się z nich śmiał?
Jeszcze parę lat wszystko odkładałem na późniejszą chwilę. Taki miałem plan, że maraton to nie teraz, triathlon to dopiero po maratonie, biegać nie będę bo szkoda mięśni, kiedyś zacznę wstawać wcześnie codziennie itd. Pięknie się to wszystko odkłada w czasie i w dodatku żyje w przeświadczeniu, że za rok albo lepiej za dwa, bo teraz to nie ma sensu i tym bardziej nie ma czasu. Tak żyje człek zadowolony i szczęśliwy.
Lekcje jakie można wyciągnąłem z mojego startu na MP na 10km
- Mindfuck – 2h42min w wodzie w samych gaciach i przepłynięte 8,5km to już dla mnie teraz niby nic takiego. Z drugiej strony to: „o ja pitole to aż 8,5km”. Dystans z którym czuję się OK.
- BiStrąk, czyli szkoda, że nie dali mi dokończyć, bo jest to spokojnie wykonalne. Tempo 19min z sekundami na kilometr to za mało na mistrzów. Najważniejsze to zawsze robić swoje i powoli realizować swój cel. To, że ciągnął mnie mięsień naramienny po 2,5km to nie było ważne. Zignorowałem te odczucie, bo porażką byłoby wyjście wtedy właśnie z wody i zrezygnowanie samoistnie z wyścigu. Trzeba się mierzyć się ze ściemnionym przez mózg bólem i powiedzieć mu, że to nic takiego. Przeszło chyba po kolejnym kilometrze.
- Punktuję +10 do pewności siebie. Moje poczucie bezpieczeństwa na UltraMan’a wzrosło. Wiem już jakie to uczucie przepłynąć prawie 10km i czego mogę się spodziewać.
Tak nie ukończyłem tych zawodów, ale wcale nie postawiło mnie w niekomfortowej sytuacji, niczego się nie wstydzę. Najważniejszą intencją było sprawdzenie tego pływania, a nie wynik. Daleki jestem od ideału, ale fantazja zaciągnęła mnie naprawdę daleko. To były w końcu zawody w pływaniu na 10km! Wciąż jest to dla mnie niewyobrażalne, ale już realne. Jeśli stanę znów przed kolejnym „nieziemskim” pomysłem to na pewno go zrealizuję.
- Więcej, wydawało mi się że pływanie 3 razy w tygodniu to dużo. Upchane miałem w tym 15km. To ma się nijak do 60-70km typowego pływaka. Nie wiedziałem, że aż tyle można pływać. Teraz od kiedy już to wiem to zachciało mi się więcej.
- Odczucia, po takim dystansie czujesz nawet opuszki palców jak przecinają wodę. Staw skokowy, który miałem cały czas wyprostowany to bez kitu płetwa. Dopiero teraz poczułem jaką robotę i rolę spełniają stopy w pływaniu. Zastanawiałem się tylko czy będę w stanie zgiąć stopę i utrzymać się pionie na brzegu. Było zupełnie OK.
- Dostawanie po dupie trochę boli. Na szczęście to nie moja praca i nie muszę robić żadnych wyników, ale.. To co mnie jednak dopinguje to dziwna chęć gonienia za tymi lepszymi. Dlaczego za lepszymi? Bo wiem, że jeśli inni mogą być lepsi to ja toże mogę być lepszy od siebie w każdym momencie swojego życia. Zatem spirala się napędza, a ja pytam czemu to życie nie jest po prostu:
„Rainbows & butterflies”
?
Morał tej opowieści jest krótki i niektórym dobrze znany
Jak człek nowego spróbuje to staje się bardziej porąbany!