Nie zawsze wszystko idzie po myśli i czasem trzeba z czegoś zrezygnować. Tym razem był to już kolejny odpuszczony start. W zeszłym tygodniu musiałem odpuścić start pływacki bo w sobotę przesadziłem z kofeinowym hajem (o tym będzie osobno) i musiałem swoje odcierpieć (2,5 dniowy kac – takie rzeczy).
Start ten traktowałem jako start poboczny, ale Dychaciu jak mówią Pokemony to dobry sprawdzian. W sumie od dawna marzył mi się start na 10k, ale głównie taki w którym wezmę ostro nogi za pas i „przelecę” 40min z uśmiechem na twarzy. Na tydzień przed startem wydawało mi się że to już, ale osiem interwałów na jednym z treningów na którym biegałem ze średnią 4:00min/km utemperowały moje zamierzenia. W sumie nie było aż tak źle bo trochę luzu łapałem przy tym tempie. Miałem w zeszłym roku taki jeden start na 10km który nauczył mnie kultury. Jedno jest pewne patrząc w przeszłość i na zeszłotygodniową pogodę – „nie ma co się porywać na rekord na słońcu. Mimo wszystko żem nie wystartował to bardzo mi szkoda, ale samo życie takie właśnie jest. Najważniejszy jest wrześniowy cel, który nie wydaje się być bardzo straszny.
Gwoli życiu podczas 20k biegu nasunęło mi się trochę na przemyśleń. Otóż kiedyś cieszyłem się z tego jak fajnie biega się 10km i trochę więcej na treningu. Chyba przekroczyłem kolejną barierę bo przebiegłem 20km i tego za specjalnie nie odczułem a i dobrze się przy tym bawiłem. W sumie to bardzo lubię te długie wybiegania. Tempo, dla wielu śmieszne bo wyszło 5min10s/km z przerwami na picie. Bieganie po agrafce długiego dystansu to dobre wyjście. Odbiega się od domu z 4km i tworzy bazę z napojem. Moją bazą jest sklep. Tam kupuję flaszkę 0,7.. izotoniku bo nie lubię biegać z butelką nawet 1km. Najlepiej jeśli jest to rozstaju dróg bo można pobiec 3km w jedną i z powrotem, a potem w drugą stronę 3km i z powrotem, później do domu i dziękuję dobranoc trening zrobiony. Bardzo szybko mija w ten sposób czas i można uniknąć bólu głowy z racji odwodnienia. Wcześniej miałem w nosie picie na nawet na długich wybieganiach, ale dzięki temu lepiej jednak funkcjonuje cały organizm. Henryk Szost podobno nie potrzebuje pić w czasie maratonu i widziałem wywiad z nim w którym mówił, że to tylko sprawa psychiki. No tak, ale jak to z organizmem za wszystko co w nadmiarze lub niedomiarze przychodzi zapłacić. Zwłaszcza takiemu weganowi jak ja (o tym będzie jeszcze inny artykuł ;-).
Wracając do 20k treningu – to że lepiej organizm chodzi przekonałem się na ostatnich 4km. Musiałem zerkać cały na zegarek bo mnie niosło za szybko. Zmęczenia nie czułem i tempo automatycznie przekraczało mi wyznaczone 4:45min/km. W tym momencie doszedłem do wniosku, że kolejna bariera organizmu została złamana bo drugą dyszkę biegłem w szybszym tempie (maratońskim) i lepiej się czułem niż podczas pierwszej wolniejszej. Bardzo mnie to cieszy bo fitness level rośnie. Aż chce się więcej.
Wracając do „gatki” o startach na dychaciu to kiedyś miałem takowe za coś zupełnie nie potrzebnego. Szkoda mi było moczyć koszulkę zapachem sportowca. Teraz wiem jak fajne i bardzo potrzebne są to starty. Dystans niby żaden, ale jak się leci na pełnym gazie to można go porządnie odczuć. Kolejny dystans, który jest dla mnie dziewiczy to 5k. Takie sprinty to może to w przyszłym roku. Aczolwiek biegajta ludzie i róbta małe kroczki bo nie każdy powinien zaczynać od razu od półmaratona – rzekłbym
Odwołując się w tym momencie do życia to jak czarne na bladym widać, że słońce ostatnio pięknie przygrzewa i każdy mówi, że mogłoby być jednak źdźbełko chłodniej (kocham ten kraj za tą naszą polskość!) to ja biegam bez koszulki, ale w szortach tak jak nakazuje Panna Anna (www.PannaAnnaBiega.pl). Nazywam to opalaniem bez marnowania czasu na opalanie. Łączenie koniecznego (dla niektórych przyjemnego) z pożytecznym bo można się doładować witaminą D jak daniel (taki zwierz).
Daniel (Dama dama) – gatunek ssaka z rodziny jeleniowatych o wyglądzie i trybie życia podobnym do jelenia szlachetnego. Pochodzi z Azji Mniejszej. Sprowadzony przez Fenicjan, a później Rzymian na obszary śródziemnomorskie, rozpowszechniony w wielu krajach, również w Polsce. (*tekst z Wikipedi ) Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich Danieli!
Ale wracając do mojego półnagiego biegania mam jeden atrybut który robi furorę. Otóż mianowicie są to moje klawe czapki. Za każdym razem gdy zakładam jedną z nich przeklinam wewnętrznie – psia kość! i mam nadzieję, że kiedyś wystartuję w jednej z nich na jakimś nieźle pokręconym, długim wyczes biegu. Pies go drapał kiedy, ale przynajmniej za 2 lata bo na przyszły rok szykuję już teraz w pełni sezonu 2013 formę na rok następny.