Ktoś może sobie rzucić na wiatr dzień bez treningu jest dniem straconym. Ja jeszcze parę dni w swoim przypadku przedstawiałem to w formie takiego równania
Brak treningu = (Dzień stracony)^2= (Dzień stracony) * (Dzień stracony)
Pauzuję już 1,5 tygodnia z racji przeziębienia i bólu w kostce. Każdego dnia cierpiałem bo wydawało mi tracę i tracę formę. Kurczę już było tak dobrze, tak dużo godzin trenowałem, dość mocno i całkiem fajne samopoczucie. Ale
Czego uczy kontuzja, infekcja i choroba:
„Ja pie…le jeszcze 2h roweru dzisiaj, jak ja to zrobię..”
Lepiej:
„Ale będę się dobrze czuł po tym rowerze”
„Dzięki dzisiejszemu treningowi na zawodach będzie mi o wiele łatwiej. Jazda!”
„Zajebiście jutro 5h wycieczka rowerowa z samego rana. Pojadę tu i tam..” J
Coby nie mówić, pozytywne myślenie pomaga łamać stworzone przez siebie negatywne bariery.
To z takich ogółów tyle. Dla mnie kontuzje i chorowanie to mało znane tereny. Dlatego trochę się nad tym rozczuliłem. Dzisiaj jednak jak zobaczyłem stopę Justyny na parę tygodni przed olimpiadą to aż mi się słabo zrobiło, ale sama zainteresowana wydaje się być pozytywnie nastawiona.
Wydawało mi się, że mam to wszystko pod kontrolą, ale teraz będę jeszcze mocniej przysłuchiwał się temu co mówi psychika i ciało. Na UltraMana jestem cały czas napalony jak 150, jak to się mówi. Trochę zagłusza to moje spojrzenie na siebie z dalszej perspektywy. Nawet słysząc od znajomych, że wyglądam jak zombie zombie zombie nie byłem w stanie tego przyjąć i mówiłem że mam siłę zaprzęgu koni, mam się dobrze i trenuję do UM. Te zawody zrobiły się schorzeniem na moim mózgu, bo bardzo chcę tam być, ciągle trenować i dotrzeć na metę. Nie wspomnę nawet, że parę razy mi się śniło pływanie i zła technika i za szybka kadencja. Nie dość, że w głowie i tak miałem już poprzewracane to jakby od grudnia ktoś jeszcze tym wstrząsnął robiąc sobie szejka. Dobrze, że dostałem „zółtą kartkę” tu i teraz. Dzięki temu wydaje mi się, że boędę jeszcze silniejszy, lepszy i mądrzejszy. Nawet yoga nie uchroni przed kontuzją czy infekcją, gdy patrzy się jedynie na cel, a drogą leci się jak leci i coraz szybciej i dalej. Musi być kontakt z bazą, czy połączenia ciała z duszą, którego owe ćwiczenia jogi uczą, ale ja jako jeszcze świeżak za bardzo jeszcze tego nie poczułem. W ramach wolnych przemyśleń: lepiej coś stracić na tydzień dwa, niż na pół roku lub całe życie. To chyba sens i sztuka życia, upadać i wstawać.
Wydaje mi się w moim przypadku zawiodło:
Co pomogło?
Dzisiaj już będę delikatnie kręcił na rowerze, biegania chwilowo nie ma..
Podsumowanie
Szukajcie, a znajdziecie. Słuchajcie a dojdziecie!
Adam