
Najlepszy spalacz tłuszczu na świecie – naturalny
6 października, 202023 proste lekcje biegania od Piotra Kuryło – jak biegać ultra?
6 października, 2020Jak to jest biec bieg długodystansowy? Jak to jest ukończyć triathlon? Jak to jest z ultra? Pisząc ostatnie pytanie z wątkiem ultra mam motylki w brzuchu, bo właśnie jak to jest? To takie poruszające jak głęboko w nas może tkwić chęć ukończenia ultra, dotarcia do celu, podążania w kierunku nieznanym, ale mocno chcianym i drzemiącym wewnątrz nas. Gdzie jest granica normalności, typowości, a gdzie mega, giga lub ultra? Sprawa jest prosta i skomplikowana, bo można było nazwać bieg na 10km maratonem i wtedy 20km byłoby już podwójnym maratonem, czyli ultra. Moim zdaniem to kwestia kodowania tego w naszej głowie i postrzegania przez nas samych. Wydaje mi się, że każdy ma swoje maratony niezależnie, ile godzin one trwają lub ile kilometrów jest do pokonania. Nie ważne czy to 5km lub 8h wysiłku.Sęk w tym, że zaliczając kolejne wyzwanie stajemy się pewniejsi siebie i gotowi na więcej. Pojawiają się pytania do nas samych:
- Jak daleko chcesz pójść?
- Co Cię kręci?
- Jak wielką pracę chcesz wykonać?
- Ile w stanie będziesz znieść?
Pewnych rzeczy normalnie nie robimy i nie zrobimy jeśli nie zawiesimy sobie poprzeczki na określonym poziomie lub nie wyznaczymy celu. Mnie chyba ta głębia najbardziej mnie porusza. Głębia nieznanego, chęć spróbowania czegoś więcej. Mówi się:
Chcesz zmienić coś w swoim życiu to przebiegnij maraton.
Świetne stwierdzenie. Szlifowanie wyniku w maratonie lub chęć przebycia dłuższego dystansu lub kombinacja kilku dyscyplin to kolejne mocne wyzwanie po maratonie. Po pierwszych ukończonych koronnych 42km 195m, czujesz nakład pracy jaki włożyłeś/aś w to dokonanie, ale pojawia się też chęć samodoskonalenia i pójścia za ciosem. Idziesz dalej albo nie idziesz, to już Twoja droga i decyzja. Zależy co Tobą kierowało jeśli chodzi o sens tego dokonania i czy faktycznie poświęciłeś/aś temu czas.
Czy skończę UltraMana? Nie wiem, ale podróż jaką odbywam trenując do tych zawodów jest fascynująca. Jest to szansa, a zarazem możliwość na bycie bliżej siebie i uduchowienie swoich poczynań. Nie jest tak, że wychodzę na trening i już. To jest cała logistyka obmyślanie kiedy można coś wcisnąć, kiedy zrobić to, a kiedy tamto. Mówię tu też o codziennej pracy. To coś więcej, co w pewien sposób pomaga spojrzeć na siebie od środka i na zewnątrz. Różnie na mnie teraz patrzą, ale wiem, że idę dobrą drogą. Jeśli się najprościej mówiąc na tych zawodach obsram to niby nic. Będzie mnie to jednak bardzo mocno bolało wewnętrznie, a tego najbardziej się boję i na to gotowy nie jestem. Stąd też chęci do wstawania, wciskania, wyciskania, zasuwania, kręcenia i rozciągania itp. Kiedy o tym myślę od razu wiem, że muszę bo chcę, że muszę bo boję się rozczarowania przed samym sobą. Nie wiem jak to jest u innych, ale u mnie jest to taka presja motywacji wewnętrznej.
Co więcej bardzo chce przelecieć całe zawody ciurkiem. Nie pozwolić sobie na marsz kiedy tępy mózg będzie mówił przejdź się kawałek (na pewno będzie tak gadał). Staram się nie dopuszczać do siebie myśli, że na pływaniu zabraknie mi oddechu i będę musiał zrobić sobie dłuższą przerwę. Bardzo chcę wyjść z wody w czasie 2,5h – 3h. Nie chcę nawet poczuć na rowerze po paru mocnych godzinach kręcenia, że psychicznie już wysiadam. Dżizas mógłbym o tym napisać długi oddzielny rozdział książki. Już nawet zapisuję sobie jakie ubrania mogą być przydatne żebym nie przemarzł. Zastanawiam się czy będę robił sobie lodowate kąpiele po każdym dniu żeby kolejnego czuć się lepiej. Rozmyślam za jakie funkcje będzie odpowiedzialny kierowca po tym jak skończy prowadzić auto. Tak się jaram tymi zawodami, że jakbym się spotkał z kimś kto podziela moje chęci to przegadałbym z nim tyle ile byłoby to możliwe!
Choć do startu pozostało mi tylko 168 dni i każdy trening jest na wagę złota to czy zdechnę na trasie lub czy dobiegnę ostatniego dnia na metę to dziś już wiem, że cholernie było warto nawet trenować. Ale porażki nie przeboleję! Tego nie mogę spaprać!
Tak wygląda moja motywacja w pigułce, a nawet to jest tak jak plunąć z molo do morza. O morzu moża dałoby się pisać i pisać, a do morza pluć i pluć. Ciężkie to porównanie i nie dużo ludzi je zrozumie, ale morał tego taki, że zamiast rozmyślać to trza robić co należy.
Wyodrębniłem parę punktów, które może Tobie wskażą drogę:
- Poświęcenie dla siebie i chęć zmienienia swojego życia. Jeśli motywacja nie pochodzi od wewnątrz to spalisz się szybko w swoich przygotowaniach i zamierzeniach. Pomyśl o ludziach wokół siebie, którzy po miesiącu kończą wszystkie swoje zamierzenia. Czy robią to dla siebie czy dla innych?
- Dlaczego zawsze pojawia się takie pytanie. Dla mnie to jest ważne, bo muszę sobie zawsze coś udowadniać. Strasznie głupie, ale proste i pomaga codziennie. Dodatkowo strasznie mnie kręci ten fakt znacznej zmiany w życiu i doświadczania. Parę rzeczy w życiu zawaliłem, ale w sporcie to jest fajne, że wszystko zależy od nas samych, trzeba tylko chcieć.
- Schowaj cel. Ustanawianie sobie poprzeczek i wyzwań jest fajne, ale to nie one powinny nas motywować. Jeśli skitrasz cel, to zobaczysz, że sięgasz głębiej i uczysz się obserwować siebie i tego jak pracujesz.
Wspomnę jeszcze o wielu czytelnikach od których dostaję miłe wiadomości. Dziwnym sposobem stąd też zaczęła pochodzić pozytywna motywacja i energia. Jesteśta gitarka!
Wspomnę jeszcze o mocno motywujących mnie hejtach, których każdy musi mieć. Im bardziej się komuś moja działalność nie podoba tym mocniej mnie motywujecie żeby we wrześniu na pytanie dlaczego to zrobiłeś i jak się z tym czujesz, odpowiedzieć: zrobiłem to po to by zapytać takich jak Ty.
WHOSE Your Daddy Now?
Tym miłym akcentem kłaniam się
Hej!