Projekt typu crowdfunding – moje porady i doświadczenia
8 października, 2020Ile kosztuje miesiąc życia w Tajlandii?
8 października, 2020Wyjazd nigdy nie jest łatwy. Trzeba zmierzyć się z nowymi sytuacjami. Przyzwyczaić się do wielu nowych rzeczy i zacząć prowadzić życie tak żeby ludzie z którymi współpracujesz byli pewni, że przez taki wyjazd nie robisz kaszany. Tutaj znowu wkracza w sedno sprawy efektywność i działanie. Gdybym pracował na etacie to mógłbym sobie pozwolić na obijanie się i udawanie, że pracuje. W przypadku, gdy robi się na samego siebie to nie ma opcji żeby robić lipe.
Najlepszy jest jednak fakt, że proces kreacji na to co tutaj jest na miejscu jest z mojej naprawdę duży. Cały czas mam nowe pomysły na to co zrobię, itd. Jedyny problem tak naprawdę to jednak wybór odpowiednich zajęć.
Gubienie się w mieście
Każdy samotny wyjazd w miasto lub na trening to uczenie się ulic – poznawanie miasta – kiedyś może zainwestuję w nawigację rowerową to będę miał to z bani. Na początku jeździłem z „miejscowymi” (Polakami mieszkającymi tu na miejscu, gdy Polsce i reszcie świata jest zimno) chłopakami wszędzie, ale mając swój grafik i zajęcia muszę się odnajdywać też trochę sam. Zginąć tu łatwo. Raz jak pojechałem na stadion to nie mogłem wrócić mimo, że stadion oddalony jest o 1,5km od chaty. Wszystko było takie samo albo inne i błądziłem jak głupek. Wróciłem tą samą drogą, ale pod prąd (lol) i już od wtedy wiem jak prawidłowo wracać do domu- uczenie się przez błądzenie też działa. Poza tym teraz prawie zawsze, gdy wyjeżdżam z domu to zabieram ze sobą smortphone’a. Z tym darem od Boga i mapami google nie zgine.
Balans w pracy trening i życiu
O ile cały „wypad” jest mega super duper kul, to nie mogę zapominać, że jestem tu jednak w po to żeby pracować i trenować. Przyjechałem tutaj w końcu w poszukiwaniu lepszych warunków do treningu. Świat tak chciał, że praca zdalna daje takie możliwości. Trenuję bardzo przyzwoicie i idzie mi to całkiem nieźle, ale przez to muszę często rezygnować z wielu przyemności. Np. ze spotkań z innymi ludźmi w parku, wypadu na market czy zwiedzania. To jest część, którą należy nazwać poświęcenie. Coś za coś – sie mówi. Tak bardzo chciałbym robić dużo innych rzeczy i czasem machnąć ręką na trening, ale wiem że jak przyjdzie stanąc znów na starcie double ironmana to nie chce mieć uczucia, że żałuje że nie trenowałem. Być tu człowieku mądry.. Żyj trenuj, pracuj i ciesz się życiem. Ciekaw jestem jakie Ty masz podejście do tego i co zrobiłbyś/abyś na mym miejscu. Komentarz zawsze mile widziany.
Wrócę jednak myślami do moich obowiązków i napiszę w skrócie o tym co pomaga mi trzymać reżim moich obowiązków i treningów. Na pewno z części z nich też będziesz mógł skorzystać. Jedziemy! Poniżej lista:
- Zadaniowość – każdą pierdułkę łącznie z goleniem w poszczególny dzień wpisuję w kalendarz. Możesz się śmiać, ale mam tak rozbite wszystko na szczegóły, że nie golę się w dni treningu pływackiego, biegowego (chodzi o podrażnienie skóry). W kalendarz wklepuję nawet każdy ważny mail do napisania i follow up. Sprawdza się też opcja, że jeśli wpiszę zrób fotkę na instagrama to ją zrobię. Inaczej odpuszczę, zapomnę nie będę o niej myślał.
- Usystematyzowany plan treningowy – bez tego zginie się. Naprawdę warto stworzyć plan według którego się trenuje. Dzięki temu robi się postępy. Tutaj możesz sprawdzić jak wygląda jeden z moich planów treningowych.
- Kalendarz – jak już przeczytałeś/aś wyżej, kalendarz to nieodłączna rzecz mojego życia. Zabieram go prawie wszędzie. Nie jeździ ze mną tylko na treningi. Mam jeszcze inny taki mały zeszycik w który wpisuję wszystkie pomysły jakie przychodzą mi do głowy. Począwszy od głupich filmików po jakieś pomysły na biznes. Dzięki takim notatnikom nic mi nie ginie i udaje się zrobić więcej niż zazwyczaj zaplanuje. Odhaczanie to najprzyjemniejsza rzecz w życiu. Oprócz kalendarza naprawdę polecam taki mały notatniczek do notowania fajnych rzeczy, pomysłów, idei, haseł, czy robienia rysunków.
- Skupianie się na tym co chce się zrobić. Tutaj jest tyle zajęć i spraw, które chcę zrealizować. Choćby kręcenie filmów na youtube, treningi Muai Thai. Tu znów rower i bieganie, a później jeszcze pływanie, popracuj, odpocznij, zjedz, potrenuj i zrób fajne ujęcia. Przychodzi godzina 20:00 i bez kitu czuję się wypompowany. Moja głowa już nie myśli a ciało śpi. Znasz to uczucie? To uczucie to mimo wszystko uczucie zwycięstwa.
- Duża ilość warzyw i owoców na wyciągnięcie ręki. Pod tym względem Tajlandia to mógłby być mój drugi dom. Regeneracja po tym towarze, który tu jest jest klasowa. Ciężko tu w ogóle nie jeść owoców i warzyw – dosłownie wysyp. Słuchaj historyjki – jest tu w weekend dość duży Organic Market. Nazjeżdżało się tu tylu frutarian z całego świata, że jak przyjedzie się na bazar 7:30 – 8:00 to mówiąc żartobliwie wszystko jest rozkradzione. 6:30 trza być na miejscu. Tyle super łakoci, że na pewno nagram o tym film.
- Dobra pogoda. Tutaj prawie zawsze wiadomo czego się spodziewać. Trening z rana zaplanowany i super się wstaje i trenuje. Wychodzi się ubranym na krótko i ogień bez śniadnia. Nie myślisz i nie zastanawiasz się co ubrać, co wybrać.
- Mieszkanie hotelowe. Pamiętasz jak matka Ci mówiła, że dom to nie hotel? Co więcej są to warunki sprzyjające minimalistycznemu życiu. Nie masz zbędnego balastu. Prysznic pokój z łóżkiem i biurko stolik. Kuchnia jest na balkonie. Jedna głęboka plastikowa miska na każdy posiłek. Jeden widelec, scyzoryk, kubek. Ten sam posiłek na lunch i obiad – robie raz, a dużo. Nikt nie ma do Ciebie pretensji, że latasz jak szalony i trzaskasz drzwiami. Rano wcześnie siadasz przy kompie. 7:00 trening później ryż (gotowy worek kupuje na każdym rogu za 50gr – 1zł) z banami, komputer lub zakupy na markecie itd. Cały czas coś się dzieje. Pęd jaki lubię..
- Jeżdżenie wszędzie rowerem. Nie muszę się tu przemieszczać na długich odległościach. Do basenu mam 6km, na market 3km, na bieżnię 1,5km. Dzięki temu, że wszędzie jeżdżę rowerem i nie stoję w korkach to mam to poczucie, że nie tracę czasu. W Warszawie tego nie cierpię, bo jak ruszam w miasto na jakieś spotkanie to jest to 3h wyprawa. Lubię to uczucie, że wszystko jest w trybie bach, bach. Poza tym takiego regeneracyjnego kręcenia po mieście codziennie zbiera się około 30km. Bez roweru tu nie przyjeżdżaj, ewentualnie kup za drobne na miejscu.
- Wczesne wstawanie i wczesne zasypianie. Jasno robi się tak 6:45. Ciemno robi się około 18:30. Po całym dniu latania nawet nie mam siły patrzeć w komputer. Przez to nie płynę w temat tępego oglądania internetów, telewizor odłączyłem i postawiłem na szafie. Jak gadam z kimś z Polski zawsze pod wieczór to każdy mi mówi, że ciężko wyglądam. Różnica jest +6h w moją stronę. Czasem jak mam conference call to koło 16 piję kawę żeby nie zasypiać.
- Niezły teren do treningów. Chiang Mai leży w górach. Są ścieżki trailowe i naprawdę kawał gór do zjechania rowerem po fajnym asfalcie. Ostatnio jak byłem na 7h roweru to na trasie chodziły słonie – śmieszne zwierza.
Po tym jak to napisałem uzmysłowiłem sobie fakt, że naprawdę lubię to miejsce i styl życia jaki tu prowadzę. Często tak mam, że jak zrobię sobie rewizję tego gdzie jestem i co czynię to naprawdę zaczynam do doceniać. To też dobra rada dla Ciebie przyjacielu, przyjaciółko – czyń zapiski i zastanów się nad swoim życiem. Tego też nauczyłem się u psychologa – sprawdź czego jeszcze. Dzięki temu można cieszyć się życiem takie jakie się ma, a nie marzyć o tym, że więcej i więcej.
Poniżej mój film z podróży na Double IronMana. Powoli zbliżamy się do finały. Sprawdź mega widoki na Trasie Transfogaraskiej. Cieszę się, że to nagrałem. Dzięki temu pamiętam w jak pięknym miejscu byłem i jak super przygodę przeżyłem.
Żurnaling z Tajlandii – 25 styczeń 2016 Chiang Mai
Gorące pozdrowienia z Chiang Mai!
Wasz StrąkMan