Nie sądziłem, że wydanie mojego skromnego e- booka będzie tak wielkim przedsięwzięciem. Piszę i już – myślałem. Gdy Natalia wzięła się za poprawę błędów stylistycznych (jestem pisarzem – dyslektykiem) okazało się jednak, że wymaga to więcej pracy: layout, zdjęcia, grafika. I takim oto sposobem, książka będzie dostępna od 2 grudnia 2013 na mojej nowej stronie. Jak? Po zapisaniu się na Newsletter, książka w pdf zostanie wysłana w e-mailu zwrotnym. Do 2 grudnia jednakże sporo czasu jeszcze, zatem zapraszam do lektury części książki.a przeczekanie, postanowiłem wrzucić mój ulubiony wycinek książki, powiązany poniekąd z Triathlonem. Jest to jedna z kilku historii osobistych, które zawarłem w książce, żeby pokazać Wam, że trenować można wszędzie. Tym razem opowieść dotyczy biegania, a konkretnie bieg
Bieganie – jeśli jestem w trasie to zawsze zabieram ze sobą buty do biegania. Jadąc z kimś samochodem, zawsze wysiadam wcześniej przed celem i dobiegam na miejsce. Jadący samochodem, nie odczują wtedy mojej nieobecności tak jakbym wychodził na trening tuż po przebraniu na miejscu. Jest to duża oszczędność czasu i mam przy okazji jasno postawiony cel. Bardzo szybko wtedy upływa czas i czuję jakbym miał co najmniej 1h do przodu. Bywa to śmieszne, bo bez krępacji zatrzymuję samochód i przebieram się na poboczu. Dodatkowy plus jest taki, że jeśli nie masz możliwości zrobienia treningu rowerowego czy pływackiego to zawsze możesz wyjść pobiegać i dzięki temu coś zyskujesz. Będąc z Natalią na wycieczce objazdowej z plecakiem na Bałkanach 2011, miałem ze sobą buty do biegania. Dzięki bieganiu zobaczyłem co najmniej 1/3 więcej niż Natalia, choć to ona właśnie jest podróżniczką w naszym związku. Miło wspominam bieganie w Dubrowniku po porcie, między pięknymi łodziami turystycznymi z Rolls Roycami czy helikopterami na pokładzie. Lepsze było jednak bieganie w Czarnogórze, wzdłuż Zatoki Kotorskiej. Jak sobie przypominam ten zbiornik wodny, otoczony dookoła górami, to za każdym razem chciałbym tam wrócić.ania w Bośni i Hercegowinie. Przy okazji warto nadmienić, że już wkrótce pojawi się propozycja wyjazdu w te rejony :). Ale o tym kiedy indziej. Wracając do biegania nad rzeką Tarą. Oto przypowieść o celnikach, piwie, wspaniałych okolicznościach przyrody i oczywiście o bieganiu
Niesamowity widok i przyroda. Tam można poczuć tą wolność bez telefonu, a do tego po bieganiu pływać w ciepłej wodzie. Innym miejscem, w którym bieganie dało mi dużo frajdy podczas tej podróży, to obozowisko przy rzece Tara w Bośni i Herzegowinie. Zatrzymaliśmy się tam na rafting. Teren bardzo górzysty z ogromnymi klifami. Jedzie się wąskimi drogami między skałami. Prawie jak w Tybecie, ale na pewno nie gorzej. Krajobraz z małego wesołego busa, którym jechaliśmy z lokalnymi ludźmi przepiękny, a zarazem straszny. Patrzenie w dół nie napawało optymizmem, gdy się myślało, że wystarczy jeden błąd kierowcy i game over. Mosty łączące wzgórza to widok sam w sobie. Rafting na Tarze świetny. Miałem to szczęście, że jako lepiej zbudowanego faceta z całej 12 osobowej ekipy dostałem miejsce z wiosłem na samym przedzie.
Upał 30 stopniowy i zimna miejscami 6 stopiniowa woda. To było to! Był moment, że mieliśmy przerwę w połowie trasy i skakaliśmy z pontonu do tej lodowatej wody. Nagrzane słońcem ciało w momencie kontaktu z zimną wodą zachowywało się jak podczas morsowania. Szok i głęboki oddech. Po prostu mega! Spływ w czasie kiedy my tam byliśmy trwał około 4h, ale podobno po zimie w kwietniu trwa około 2h. To dopiero musi kajaczek zasuwać. Jako pamiątkę z Czarnogóry mieliśmy jedno piwo marki yelonek, które przed kolacją wsadziliśmy do zimnej wody w rzece. Temperatura trunku po kolacji była idealna. Nazajutrz amerykańscy podróżnicy przyznali nam pochwały za świetny pomysł i zaradność. A wydawało nam się, że nikt nie widzi jak kitramy to piwo..
Wracając do biegania wzdłuż Tary. Zachwyceni byliśmy z Natalią piwem z Chorwacji marki Karlovacko. W Czarnogórze było na półkach, więc stwierdziłem, że skoro do granicy jest tylko 10km to założę mały plecak i przebiegnę się na przejście graniczne po płynny prowiant. Spakowałem paszport, małą wodę, parę groszy i ruszyłem w trasę. W obozie łapali się za głowę jak pytałem jaki jest kilometraż przejścia granicznego i stanowczo odradzali biegania. Założyłem koszulkę z Półmaratonu w Wiązownej i od razu za pierwszym zakrętem zaczepili mnie Polacy mówiąc, że lepiej kupić piwo w barze. Co oni wiedzą, myślałem i pobiegłem. To było dopiero bieganie! Prawdziwa natura, miejscami pozrywane szlaki przez wodospady powstałe w czasie deszczu. Bieg bardzo przyjemny, bo cały czas góra – dół. No i te widoki, lepsze niż w Kotorze. Na granicę dotarłem szybko, celnicy nie dowierzali, że dobiegłem i zamierzam wrócić z powrotem. Zaprosili mnie na szklankę wody do swojego biura. Coś do mnie bełkotali, trochę ja do nich. Znałem parę słów po rosyjsku, dzięki czemu trochę się pośmiali, bo dobrze mnie rozumieli. Zapytali czy piwa się nie napiję, bo sami pili już po drugim. To dopiero urzędnicza przyjazność. Najbardziej im się podobało to, że wyszedłem po piwo do sklepu zagranicę. Wypiłem szklankę wody poszedłem do sklepu i nie było Karlovacko, więc machnąłem ręką i nic nie kupiłem. W końcu był też barek w obozowisku. Przybiłem piątkę na odchodne z celnikami i wróciłem na kolację.
To jest właśnie zaleta biegania. Możesz przemieszczać się ile chcesz i kiedy chcesz. Nie potrzebujesz do tego nic więcej, niż powiedzmy jako takich butów. Ile Cię to kosztuje i o ile jesteś bogatszy wewnętrznie możesz być dzięki bieganiu. Wspomnienia z takich przebieżek to cały sens biegania i treningu. Można dzięki temu cieszyć się wypracowaną formą i robić co się chce. Zabrzmi to bardzo trywialnie, ale można poczuć się wolnym. Bieganie i wakacje też idą w parze jak widać. Szkoda tylko, że nie było Karlovacko
W książce pojawia się jeszcze kilka innych historii z życia wziętych i oczywiście to, na co głównie czekacie, czyli: rady, wskazówki i cenne informacje o tym, jak się przygotować do Triathlonu.